Nie wolno, nie można, nie biegaj, nie wkładaj tego do buzi – kiedy dziecko odkrywa świat, chyba intuicyjnie używamy bardzo często słowa „nie”. Mówimy: „nie wolno”, a dziecko nadal robi swoje. Do tego, liczne badania pokazują, że lepiej jest używać tzw. warunkowego tak. I gdybym tylko wiedziała, że może mieć to długofalowy skutek, bo MOŻE KIEDYŚ, moje dziecko będzie lepiej sobie radziło w życiu, to niekoniecznie może bym była przekonana. ALE to działa JUŻ. Jasne, że nie zawsze będziemy pamiętać o warunkowym tak, szczególnie w chwilach wzburzenia np. gdy dziecko nagle postanowi wbiec na ulicę, czy będzie chciało zrobić coś równie ryzykownego. Ale, tak jak w przypadku uspokojenia, o którym pisałam ostatnio, tak teraz w przypadku nie używania słowa „NIE”, jest to efekt niemal natychmiastowy.
Dlaczego to działa?
Dla dziecka „nie” jest trudniejsze do zaakceptowania. Nawet dla osoby dorosłej 😉 Warunkowe tak, i tak nie jest pozwoleniem, na określone działanie, a zupełnie inaczej reaguje nasz mózg. Przy „nie” – uruchamia się odruch walki, ucieczki. Gdy słyszymy „tak”, nawet jeśli nie pozwala na dane działanie, w mózgu aktywują się inne struktury – te, które odpowiadają za zaangażowanie społeczne i ułatwiają przyswajanie wiedzy. Idąc tym tokiem myślenia, unikniemy sytuacji, w której będziemy musiały uspokajać dziecko, a od razu możemy przejść to wytłumaczenia.
Do warunkowego tak, możemy też dodać nazwanie emocji i empatię. Wtedy jest to trio idealne, które pozwoli dziecku lepiej zaakceptować odmowę np. tak, możemy spędzać więcej czasu na placu zabaw. Teraz musimy już iść, ale wiem, że dobrze się tu bawisz, więc wrócimy jutro”.
Dodatkowo, co bardzo ważne, nie jest to pobłażliwość. Dajemy dziecku ograniczenia i nie ustępujemy, pozwalając kontynuować niewłaściwe zachowanie. Za to uczymy, że wszystkiego nie można mieć na JUŻ, tu i teraz, a rozwijamy w dziecku umiejętność patrzenia w przyszłość. Jest jeszcze jeden aspekt. To akurat, mam wrażenie dotyczy tych najmłodszych dzieci, które zaczynają rozumieć pojedyncze słowa – kiedy mówimy, czego dziecko ma nie robić, to ono może też nie wiedzieć, co ma robić. A przynajmniej nie stanie się to od razu i automatycznie.
Co zamiast „NIE” w praktyce?
Są sytuacje, w których musimy odmówić naszemu dziecku lub je od czegoś odwieść. Zamiast, chyba nadal, mogę powiedzieć standardowego „NIE” –
- nie kupimy tej zabawki,
- nie zostaniemy dłużej na placu zabaw,
- nie biegaj po parkingu,
- nie rzucaj zabawkami.
Spróbuj powiedzieć, co dziecko może zrobić:
- możemy wpisać tą zabawkę na Twoją listę życzeń (mamy taką listę i wierz mi, że Dziubdziak zapomina bardzo szybko, że coś w ogóle chciał – wcale nie skończy się kupnem 20 rzeczy, przynajmniej w przypadku 2-3 latka, bo o tym wieku mogę się wypowiedzieć 😉 )
- wiem, że dobrze się tu bawisz, przyjdziemy na plac zabaw jutro,
- na parkingu trzymamy się za ręce,
- rzucamy piłką itd.
Poza tym jest to w praktyce u nas dużo skuteczniejsze, a to mi chodzi 🙂 Może taka metoda sprawdzi się też u Was w domu?