Nie tylko spacer – za co pokochałam noszenie w chuście?


Często na grupach społecznościowych, czy nawet w luźnych rozmowach między mamami spotykam się z opiniami, że chusta jest lekiem na całe zło. Na przykład, często pojawiają się takie pytania (skrócone przeze mnie – „moje dziecko nie chce spać – co robić?”, „jak radzić sobie z ząbkowaniem – nic nie działa”, „jak pomóc maluchowi podczas kolki” – a pod pytaniem kilkadziesiąt komentarzy, że to właśnie chusta będzie dobrym rozwiązaniem. No właśnie, czy będzie?

W tym poście, chciałabym się z Tobą podzielić moimi chustowymi początkami i opowiedzieć Ci za co kocham nosić mojego malucha w chuście. Teraz Dziubdziak ma już 1,5 roku i szczerze przyznam, że woli biegać sam, niż być noszonym, ale (na szczęście!) są dni, kiedy tego potrzebuje i wtedy ja ładuję baterie. Już wiem, że będzie mi tego bardzo brakowało i nie wyobrażam sobie, by nie korzystać z chusty przy drugim maluchu.

Za co kocham chustonoszenie?

Uczucie niesamowitej bliskości – to mój numer jeden. Bliskość daje dziecku spokój, poczucie bezpieczeństwa. Zresztą pragnienie ciągłej bliskości jest podstawową potrzebą niemowląt, którą między innymi, w taki sposób możemy zaspokajać.

Wyciszenie i uspokojenie – chusta jest niezawodna podczas kolki, ząbkowania, choroby. Jak wiesz, ostatnio Dziubdziak dość długo walczył z wirusem. Pomagała nam chusta, dzięki której czułam, że daję mu poczucie bezpieczeństwa. To były chwile, kiedy widziałam nawet uśmiech na jego twarzy, mimo, że bardzo go ta choroba męczyła. Dlaczego tak się dzieje? Noszenie wpływa na dzieci uspokajająco z wielu powodów. Dziecko słyszy bicie serca, dźwięk, który zna już z życia płodowego Jest kołysane, słyszy głos , szmer oddechu, czuje zapach mamy.

Przydaje się podczas codziennych czynności – po porodzie ciężko było odnaleźć się w nowej sytuacji. Nowy członek rodziny przewrócił świat do góry nogami. A obiad, sprzątanie itp. czekały na swoją kolej…Dzięki chuście nie musiały. Mogłam mieć Dziubdziaka cały czas przy sobie, a jednocześnie prać, sprzątać, prasować.

Mogę wyjść z dzieckiem na spacer w deszczu lub śniegu. U nas nie do przejścia jest folia przeciwdeszczowa do wózka, no i te ubłocone kółka. Zdecydowanie bardziej wolę zamotać chustę i schować nas pod parasolem.

Brak barier w terenie – schody, wysokie progi, autobusy, tramwaje, góry – można wejść wszędzie. Dodatkowo nie trzeba się martwić gdzie zostawić wózek, jeśli nie ma na niego miejsca np. w sklepie.

Odciąża kręgosłup – już nie raz się przekonałam, że jednak lepiej mi sięgnąć po chustę lub nosidło przy długim noszeniu. Szczególnie teraz, kiedy mam do noszenia 10 kg żywej wagi, czuję dużą ulgę, kiedy uwolnię ręce.

Ułatwia kołysanie do snu – rytm serca, oddech i kołysanie przypominają dziecku chwile z brzucha mamy. A dodatkowo bujanie pozytywnie wpłynie na zmysł równowagi i świadomość własnego ciała. Jedyne co nigdy, naprawdę nigdy mi się nie udało to tzw. „transfer”, czyli przetransportowanie śpiącego malucha z chusty do łóżeczka. Zawsze były więc dwa wyjścia – albo coś poczytać/posprzątać, albo po prostu pójść spać. I zwykle ta druga opcja wygrywa. Do tej pory zresztą mam swoją drzemkę 😉

Za co jeszcze?

Ułatwia ustalenie rytmu dnia – od początku u nas rutyna była bardzo ważna. Jeśli więc coś niespodziewanego wypadało w porze drzemki brałam ze sobą chustę. Kiedyś jeszcze wózek dawał radę i drzemka była w wózku, ale odkąd obróciłam go przodem do świata, chusta to jedyne wyjście (choć najlepsze łóżeczko w domu 😉 ) Stosując chustę włączamy też dziecko w codzienny rytm rodziny – dziecko zaspokaja swoją ciekawość, a kiedy tego potrzebuje przytula się i zasypia.

Ułatwia wyjście do restauracji – kiedy jeszcze Dziubdziak nie miał rozszerzanej diety, ciężko było cokolwiek zjeść. Dodatkowo w restauracji czy innych publicznych miejscach jest dość dużo ludzi, co może czasem niekorzystnie wpłynąć na samopoczucie dziecka. W takich momentach zawsze wiązałam Dziubdziaka w chustę. Ja mogłam spokojnie zjeść, a Dziubdziak albo oglądał sobie otoczenie, albo chował się w chustę i zasypiał.

Chusta służy nie tylko do noszenia – można zrobić z niej hamak, ochronić się przed słońcem, stosować jako szal, kocyk. Jest też wsparciem dla rosnącego brzucha w ciąży, by odciążyć kręgosłup i osłonić go w chłodniejsze dni.

Chusty są piękne – piękne kolory, wzory. I tak jak strony z chustami nie bardzo oglądam, tak w grupach chustomam, uwielbiam oglądać mamy i maluchów zamotanych w różne chusty. Szukanie nowych chust to ogromna frajda. To jak z butami – zobaczysz i po prostu wiesz, że musisz ją mieć. Jest to o tyle fajne, że chusty nie tracą na wartości. Używaną chustę sprzedaż, za tyle ile kupiłaś, więc jeśli nie masz ochoty ich kolekcjonować, a chcesz coś zmienić, to warto sprzedać tą poprzednią.

Jak to się u nas zaczęło?

Kiedy byłam w ciąży temat chust pojawił się w szkole rodzenia. Podczas zajęć pomyślałam – fajne, mogłabym tak nosić. Wiązanie wyglądało banalnie, ale nie miałam pojęcia od czego zacząć. Na szczęście doradczyni poleciła mi swój sklep internetowy, więc założyłam, że skoro ma je w swoim sklepie to na pewno będą one dobre. Mój pierwszy wybór padł na chustę Little Frog, z dodatkiem bambusa. O długość zapytałam doradczynię, więc przynajmniej tutaj nie musiałam się zastanawiać. A kolor? Patrząc na kolory mojego bloga, chyba nietrudno się domyślić, że padło na różowy 😉

chusta do noszenia

W końcu po kilku tygodniach od urodzenia Dziubdziaka nadszedł czas konsultacji z doradczynią i naukę wiązania. To „banalne” wiązanie nazywa się „kieszonka” i to właśnie od niej zaczęłam swoją przygodę z chustą. Konsultacja trwała 2 godziny. Nie było łatwo. Bolały mnie ręce, Dziubdziak nie za bardzo współpracował. Myślałam, że nie dam rady. Ale przyszedł kolejny dzień i kolejny i tak z każdym dniem ja wiązałam lepiej, byłam spokojniejsza, więc Dziubdziak też był spokojny. Najcudowniejsze z tego okresu, co pamiętam to to, że zawsze, gdy wiązałam chustę to był płacz, ale kiedy zawiązałam od razu był spokój i bardzo szybko drzemka. Nagle mam wolne ręce, mogę wszystko w domu zrobić, a maluszek przytulony do mnie śpi sobie w najlepsze 🙂 Po jakimś czasie, Dziubdziak uspokajał się już na sam widok chusty. Machał nóżkami i rączkami z radości i czekał spokojnie do końca wiązania. Wiedział, że będzie fajnie 🙂

I tak już mija nam 1,5 roku. Stosik chust jest trochę większy niż na początku.

chusta do noszenia dziecka

A Ty? Nosisz swojego malucha w chuście, czy raczej wybierasz wózek? A może dopisałabyś coś do tej listy? Za co Ty kochasz najbardziej chustonoszenie?

Chustonoszenie – poradnik Dagmara Stolarczyk

Jeśli będziesz miała pytania odnośnie chust, noszenia, napisz daga@dziubdziak.pl lub zadzwoń 784 624 433. Odpowiem na wszystkie pytania, pomogę wybrać odpowiednie rozwiązanie. Prowadzę też profil doradczy: Doradca Chustowy Dagmara Stolarczyk jeśli temat chust Cię interesuje zachęcam Cię do polubienia. Jeśli interesuje Cię temat konsultacji online czy chust, zerknij do mojego sklepu.

Join the Conversation

16 Comments

  1. W przypadku pierwszego syna nic na ten temat nie wiedziałam. Z drugim synem próbowaliśmy, bardzo chciałam i nawet zaczął to lubić, ale spodziewam sie trzeciego dzidziusia no i chusta leży i czeka na swoją kolej… Jedno jest pewne – najstarszemu od razu chusta przypadła do gustu i on był najchętniejszy!

    1. says: dziubdziak

      Oo nie wiedziałam! 🙂 Aktualnie mieszkamy we Wrocławiu, ale właśnie jesteśmy w trakcie przeprowadzki do Nysy. Bywasz tam jeszcze czasem? Mogłaby być fajna okazja do spotkania 🙂

      1. Tak, co jakiś czas odwiedzam rodziców. Teraz na macierzyńskim zwykle przyjeżdżam na kilka dni 😉 U nas było odwrotnie- w Nysie mieszkałam w dzieciństwie, do Wrocławia wyjechałam na studia, a potem przeprowadziliśmy się na podbeskidzie – rodzinne strony mojego partnera

        1. says: dziubdziak

          Odezwij się jak będziesz – w lutym będę już tu na stałe 🙂 Ja w dzieciństwie mieszkałam w Bytomiu, wyjechałam na studia do Wrocławia i teraz przeprowadzamy się do Nysy – rodzinne strony mojego męża – także w sumie tak samo! 🙂

  2. Ja, teraz przy drugim dziecku miałam straszne parcie na noszenie. Pierwszą córkę nosiłam tylko kilka razy. Teraz mimo chęci też zamotałam tylko sporadycznie. Nie wiem, może to przez porę roku? Na spacery jeżdżę autem do lasu, więc wtedy tylko fotelik daję na stelaż, a w domu znowu nie czuję potrzeby nosić w chuście. Wszystko w domu robię, kiedy malutka śpi, a znowu kiedy nie śpi to lubię sobie z nią poleżeć :). Może latem bardziej się zmobilizuję :).

    1. says: dziubdziak

      U mnie często w domu była wybawieniem, bo drzemki nie były najlepsze. Latem na pewno jest łatwiej – nie trzeba korzystać z kurtek dla dwojga, grubo się ubierać. Spróbować warto 🙂

  3. Mimo iż bardzo lubiłam chustowanie, nigdy nie odważyłam się nosić na plecach. Dlatego pewnie nasza przygoda z chustą skończyła się, kiedy Potworek miał niecały rok – kręgosłup mi wysiadał od noszenia go z przodu.

    1. says: dziubdziak

      Mój syn też ostatnio się buntuje na plecach – jeśli chusta to noszenie z przodu. Zostaje mi więc kangur, w kieszonce też kręgosłup wysiada 🙂

  4. says: lucy es

    My już przesiedliśmy się na nosidło ergonomiczne, ale nie wyobrażam sobie codzienności bez czegoś czym mogę przyszpilić brzdąca do siebie. Noszę zawsze, gdy córka się tego domaga, gdybym miała liczyć tylko na własne ręce już prawie nic innego nie mogłabym robić.

Leave a comment
Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.